Świadectwo Moniki

Mam na imię Monika. Do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym należę od ponad czterech lat. Chciałam się z Wami wszystkimi podzielić swoim własnym doświadczeniem, jak zmieniło się moje życie, gdy przystąpiłam do Wspólnoty oraz o tym, jak Duch Święty działa teraz w moim życiu. Zawsze byłam osobą bardzo nieśmiałą i niewierzącą w siebie. Miałam bardzo niskie poczucie własnej wartości, więc nigdy nie wychylałam się za bardzo, zawsze siedziałam gdzieś na końcu by nikt mnie tylko nie dostrzegł – bo tak czułam się bezpiecznie. Tak działo się już w dzieciństwie – w szkole, później w pracy, no i oczywiście we Wspólnocie. Gdy proponowano mi zaangażowanie w jakieś konkretne zadanie, moja odpowiedź zawsze brzmiała: NIE. Myślałam wtedy, że do niczego się nie nadaję, że na pewno mi się nie uda i tylko narobię sobie wstydu.

Chodząc do Wspólnoty, zapisałam się do diakonii liturgicznej – nie wiedząc wtedy, że tam będę musiała robić to wszystko, przed czym zawsze uciekałam. Jak już się dowiedziałam co mnie czeka, z dnia na dzień ogarniał mnie coraz większy lęk. Wiedziałam, że nie dam sobie rady. Miałam problem ze wszystkim. Gdy musiałam przeczytać Słowo Boże na Eucharystii, nogi tak mi się trzęsły, że bałam się, że po drodze się przewrócę, serce waliło tak, że nie mogłam złapać oddechu. Gdy trzeba było pisać modlitwy na adorację, czy taką adorację całą przygotować – ja odmawiałam. Mówiłam, że nie potrafię i koniec. Nawet nie chciałam spróbować, bo myślałam, że zostanę wyśmiana. Czułam się z tym bardzo źle, że chodzę do Wspólnoty, mogę się wspólnie modlić, czerpać siłę do zwykłej codzienności, że mogę tam doświadczać miłości Boga, a nic siebie nie daję.  Pomyślałam – jest czas brania, to i powinien być czas dawania. Wtedy to zwróciłam się do Ducha Świętego o pomoc. Wiedziałam, że sama nie dam rady i powiedziałam – Panie pragnę Ci służyć, ale sama nie potrafię – pomóż mi, daj mi swego Ducha. Stanęłam w prawdzie, uznałam swoją niemoc, bo tylko wtedy Duch Święty może swobodnie działać – i zaczął działać. Uzdolnił mnie do pisania modlitw, przyszedł z natchnieniem a słowa modlitwy same się pisały i były to dla mnie najpiękniejsze chwile spędzone z Panem. Na Eucharystii Słowo Boże czytam swobodnie, oddycham lekko i nawet nogi już mi się nie trzęsą z obawy, że się gdzieś wywrócę. Mogę czytać i przekazywać innym Słowo Chrystusa. Duch Święty przychodzi mi z pomocą za każdym razem, kiedy boję się czegoś podjąć. Wzywam Go, bo wiem, że sama się wycofam. Znam siebie i własne słabości, ale gdy uznaję swoją niemoc, to w moich słabościach Jego moc się doskonali. Kiedy u nas były rekolekcje REO i zaproponowano mi, abym była animatorem, znów ogarnął mnie ten sam lęk, ale pomyślałam, że chociaż spróbuję, bo czułam już wstręt do ciągłego odmawiania. Spostrzegłam w sobie, że bardziej jestem skupiona na lęku niż na Jezusie i zadałam sobie pytanie: kto jest moim panem? Lęk czy Jezus Chrystus? Zostałam tym animatorem, nie było lekko, ale Jezus uzdolnił mnie do służby ludziom i wspólnocie. Od jakiegoś już czasu prowadzę grupkę dzielenia. Pomimo wielu obaw, w tym roku zgodziłam się podjąć służbę prowadzenia diakonii liturgicznej.  Rzeczy, których wcześniej nie robiłam, teraz  z Duchem Świętym robię. Nie jest tak, że nie mam teraz trudności – to jest ciągła walka, bardzo trudna, ale wiem, że nie jestem sama – jest ze mną Duch Święty, który prowadzi i działa – jak zaprasza do służby, to i daje siłę do jej wykonania.

Chwała Panu!

27 września 2016 roku


Świadectwo Jolanty z 21 czerwca 2016 roku

Jak we Wspólnocie odkryłam powołanie do służby.

Szczęść Boże.

                Mam na imię Jolanta,  we wspólnocie jestem od roku. Moja przygoda ze wspólnotą rozpoczęła się od rekolekcji REO. Na rekolekcje zaprosił mnie nikt inny jak sam Jezus. Może wydawać się to dziwne bądź niezrozumiałe, ale Jezus działa w moim życiu w sposób bezpośredni i bardzo rzeczywisty. Wspólnota to miejsce gdzie zawsze chciałam być. Poprzez bycie we wspólnocie mogłam odczytać dalszą drogę jaką wyznaczył mi Pan. Zawsze czułam w sobie ogromne pokłady miłości do drugiego człowieka. Pomaganie to moja życiowa misja, lubię służyć drugiemu człowiekowi. Nie zawsze moja pomoc przebiega tak, jak bym sobie tego życzyła, ale widocznie Jezus właśnie tak chce. Poprzez bycie we wspólnocie dowiedziałam się, że po odbytych rekolekcjach dobrze by było przynależeć do jednej z diakonii i służyć drugiemu człowiekowi. Jeżeli czytasz to świadectwo to na pewno zapoznałeś /zapoznałaś się ze stroną wspólnoty i wiesz, że mamy kilka diakonii. Chwilę czasu mi zajęło zanim rozpoznałam gdzie Bóg by mnie widział. Jak wspomniałam, staram się widzieć Jezusa w potrzebującym człowieku i myślałam, że Jezus mnie widzi w szpitalu przy chorych i strudzonych. Tym bardziej, że któregoś dnia przy czytaniu Dzienniczka Św. Siostry Faustyny Pan powiedział do mnie „Pragnę abyś towarzyszyła mi w drodze do chorych”. Jak inaczej można to odczytać jak to, że dosłownie powinnam iść do szpitala i jako wolontariusz pomagać chorym. Tak też zrobiłam napisałam e-maila do osoby odpowiedzialnej za wolontariat w szpitalu i sprawdzałam na poczcie mailowej odpowiedzi. Odpowiedź nie nadchodziła i nie nadeszła. Cóż, było mi smutno bo tak bardzo chciałam służyć. „Wasze plany nie są moimi planami”. Pan miał inny plan, owszem Jezus wzywał mnie do służby chorym, ale nigdy bym nie wpadła na pomysł, że mają to być ludzie, którzy mają zdrowe ciała jednak gdzieś kiedyś się pogubili, podjęli złe decyzje i mają chore serca i dusze. Wtedy zrozumiałam, że mam leczyć dusze. Pan wezwał mnie do służby wśród osadzonych w Zakładzie Karnym. Może się wydawać, że to trudna służba, jednak nic bardziej mylnego. Wiele na ten temat myślałam i dużo się modliłam, aby dobrze rozeznać Boże powołanie. Im więcej się modliłam tym bardziej pragnęłam być wolontariuszem wśród osadzonych. Jezus w modlitwie przychodził do mnie ze swoim zapewnieniem, mówił: „Jolanta nie bój się wysiłku, on się opłaca. Idź do chorych i samotnych, biednych i zagubionych. Ja dam Ci czas, siłę i zrozumienie, Ja zaopiekuję się twoją rodziną a ty idź tam gdzie Cię posyłam z Moim słowem, dobrem i Miłosierdziem”. Jak mogłam odmówić Panu, przecież zostałam powołana do tak Wielkiej Służby!

Nie myślcie, że nie miałam pytań i obaw. Było wiele pytań, jedno z nich to jak powiedzieć mężowi, ale Bóg jest doskonały i dał zrozumienie mojemu Kochanemu mężowi. To Kochany człowiek dany prosto od Boga! Bałam się trochę jego reakcji na wiadomość, że będę przebywać wśród ludzi odizolowanych od społeczeństwa, osadzonych w Zakładzie Karnym za przeróżne przestępstwa i trudno mu się dziwić, bał się o moje bezpieczeństwo. Jezus działał, widział mój entuzjazm i mnie w tej posłudze i obdarzył mego męża darem mądrości i zrozumienia i Chwała Panu za to, bo nie chciałabym nic robić na przekór osobie, którą szanuje i kocham. Gdy przebrnęłam temat z mężem, zaczęłam zastanawiać się, dlaczego jednak się zgodził, przecież boi się o mnie a jednak nie stawiał wielkiego oporu? Tak boi się o moje bezpieczeństwo, ale jeszcze bardziej mnie kocha i chce abym była szczęśliwa i to było silniejsze od strachu, Chwała Panu, Pan jest Wielki, Dobry i Miłosierny.

Dzień 18 października 2015 roku zapamiętam na zawsze, była to niedziela, ale nie zwykła niedziela była to niedziela Misyjna i tego też dnia Pan pozwolił mi, abym rozpoczęła swoją Misję wśród osadzonych. Rozpocząć służbę drugiemu człowiekowi w niedzielę Misyjną to wielki zaszczyt od Boga i znak, że Bóg tam mnie chce, tam mnie widzi. Łaska Pana jest ogromna. Jeżeli Pan nas gdzieś posyła i jest to zgodne z Jego wolą, to daje też siły i spokój. Tego też doświadczyłam. Gdy szłam na pierwsze spotkanie do osadzonych w sercu miałam niecodzienny spokój, jakbym wśród nich była od lat, chodź próg zakładu karnego przekroczyłam pierwszy raz. Może głupio zabrzmi, ale ku mojemu zdziwieniu czułam się wśród nich jak wśród swoich. Pan jest Wielki Jego Miłosierdzie jest ogromne. Bóg bardzo mnie Kocha. Teraz wiem, że z moją wrażliwością wolontariat w szpitalu, to nie dla mnie. Pan wie, że chcę Mu służyć i wybrał najlepsze dla mnie miejsce do służby.

To nie koniec mojego świadectwa dobroci Pana bo Bóg czyni wiele dobrego w moim życiu. Dalszy ciąg nastąpi, bo pragnę dzielić się z Wami działaniem Boga w moim życiu a jest czym! Opowiem jak zostałam przyjęta przez osadzonych i jakie cuda dzieją się w nich za wolą Pana, ale to my wolontariusze jesteśmy Jego narzędziami. Bóg daje mi wiele radości ze służby wśród osadzonych. Gdy wychodzi osadzony ze spotkania i mówi: ”dobrze, że jesteście, jak dobrze, że tu do nas przychodzicie”, czy może być większa radość ze służby? Zanim odezwę się znowu pamiętaj: „Nigdy nie będzie drugiego teraz”, „Wszystko co służy dobremu celowi miłe jest Bogu i ma Jego błogosławieństwo”.

Chwała Panu.


Świadectwo Angeliki z 29 lutego 2016 roku

Mam na imię Angelika i jestem we Wspólnocie dopiero od miesiąca, a już odczuwam tego owoce. Już w pierwszym dniu, kiedy zostałam tak serdecznie przez Was przyjęta, poczułam, że to jest moje miejsce i chcę tu przychodzić. Urzekła mnie przede wszystkim modlitwa uwielbienia. Wiedziałam co prawda, że na takie spotkania przychodzi się przede wszystkim po to, żeby się modlić. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, że modlitwa może być taka piękna, szczera i płynąca prosto z serca – ale bez zbędnego patosu. Ja zawsze miałam problem z modlitwą – zazwyczaj modliłam się prosząc o coś, albo – rzadziej – dziękując. Nie umiałam jednak uwielbiać Pana w modlitwie. Dzięki tej Wspólnocie uczę się tego i otwieram się coraz bardziej na działanie Ducha Świętego. Czuję, że On działa we mnie i podpowiada mi słowa, których do tej pory nie potrafiłam wypowiedzieć.

Chwała Panu!

Angelika


Świadectwo Eli

We wspólnocie „Zwiastowanie” jestem trzeci rok. Mój związek z tą grupą zaczął się od rekolekcji ewangelizacyjnych, które były prowadzone w parafii. Odnowa w Duchu Świętym nie była dla mnie nowością, bo kiedyś byłam już członkiem grupy Odnowy, ale tutaj doświadczyłam bardzo szczególnie prowadzenia Pana Boga właśnie poprzez wspólnotę. W Grodzisku mieszkam niedawno, więc ludzie spotkani we wspólnocie stali się moimi pierwszymi znajomymi w nowym miejscu. Od razu, kiedy pojawiłam się w grupie, okazało się że jest potrzeba, żebym służyła moimi zdolnościami muzycznymi, co dało mi na początku wiele radości, a później sporo trudności. Ale właśnie kiedy było trudno, poprzez osoby ze wspólnoty Bóg zaprosił mnie do uzdrowienia (moich zranień z przeszłości, mojej depresji i moich słabości, z którymi zmagam się teraz – braku odwagi, uciekania od trudności, egoizmu i pychy). Proces uzdrowienia trwa, a wspólnota daje mi w nim pomoc: jest testerem, na ile idę w dobrym kierunku (czy zmieniam się na dobre, czy dalej trwam w swoich słabościach) i jest wsparciem dla mnie (w modlitwie, dobrym słowie i obecności przy mnie moich braci i sióstr).
Za ten wielki dar, dar wspólnoty, niech będzie chwała Panu.

Ela


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *