Świadectwo Jolanty

Jak we Wspólnocie odkryłam powołanie do służby.

Szczęść Boże.

                Mam na imię Jolanta,  we wspólnocie jestem od roku. Moja przygoda ze wspólnotą rozpoczęła się od rekolekcji REO. Na rekolekcje zaprosił mnie nikt inny jak sam Jezus. Może wydawać się to dziwne bądź niezrozumiałe, ale Jezus działa w moim życiu w sposób bezpośredni i bardzo rzeczywisty. Wspólnota to miejsce gdzie zawsze chciałam być. Poprzez bycie we wspólnocie mogłam odczytać dalszą drogę jaką wyznaczył mi Pan. Zawsze czułam w sobie ogromne pokłady miłości do drugiego człowieka. Pomaganie to moja życiowa misja, lubię służyć drugiemu człowiekowi. Nie zawsze moja pomoc przebiega tak, jak bym sobie tego życzyła, ale widocznie Jezus właśnie tak chce. Poprzez bycie we wspólnocie dowiedziałam się, że po odbytych rekolekcjach dobrze by było przynależeć do jednej z diakonii i służyć drugiemu człowiekowi. Jeżeli czytasz to świadectwo to na pewno zapoznałeś /zapoznałaś się ze stroną wspólnoty i wiesz, że mamy kilka diakonii. Chwilę czasu mi zajęło zanim rozpoznałam gdzie Bóg by mnie widział. Jak wspomniałam, staram się widzieć Jezusa w potrzebującym człowieku i myślałam, że Jezus mnie widzi w szpitalu przy chorych i strudzonych. Tym bardziej, że któregoś dnia przy czytaniu Dzienniczka Św. Siostry Faustyny Pan powiedział do mnie „Pragnę abyś towarzyszyła mi w drodze do chorych”. Jak inaczej można to odczytać jak to, że dosłownie powinnam iść do szpitala i jako wolontariusz pomagać chorym. Tak też zrobiłam napisałam e-maila do osoby odpowiedzialnej za wolontariat w szpitalu i sprawdzałam na poczcie mailowej odpowiedzi. Odpowiedź nie nadchodziła i nie nadeszła. Cóż, było mi smutno bo tak bardzo chciałam służyć. „Wasze plany nie są moimi planami”. Pan miał inny plan, owszem Jezus wzywał mnie do służby chorym, ale nigdy bym nie wpadła na pomysł, że mają to być ludzie, którzy mają zdrowe ciała jednak gdzieś kiedyś się pogubili, podjęli złe decyzje i mają chore serca i dusze. Wtedy zrozumiałam, że mam leczyć dusze. Pan wezwał mnie do służby wśród osadzonych w Zakładzie Karnym. Może się wydawać, że to trudna służba, jednak nic bardziej mylnego. Wiele na ten temat myślałam i dużo się modliłam, aby dobrze rozeznać Boże powołanie. Im więcej się modliłam tym bardziej pragnęłam być wolontariuszem wśród osadzonych. Jezus w modlitwie przychodził do mnie ze swoim zapewnieniem, mówił: „Jolanta nie bój się wysiłku, on się opłaca. Idź do chorych i samotnych, biednych i zagubionych. Ja dam Ci czas, siłę i zrozumienie, Ja zaopiekuję się twoją rodziną a ty idź tam gdzie Cię posyłam z Moim słowem, dobrem i Miłosierdziem”. Jak mogłam odmówić Panu, przecież zostałam powołana do tak Wielkiej Służby!

Nie myślcie, że nie miałam pytań i obaw. Było wiele pytań, jedno z nich to jak powiedzieć mężowi, ale Bóg jest doskonały i dał zrozumienie mojemu Kochanemu mężowi. To Kochany człowiek dany prosto od Boga! Bałam się trochę jego reakcji na wiadomość, że będę przebywać wśród ludzi odizolowanych od społeczeństwa, osadzonych w Zakładzie Karnym za przeróżne przestępstwa i trudno mu się dziwić, bał się o moje bezpieczeństwo. Jezus działał, widział mój entuzjazm i mnie w tej posłudze i obdarzył mego męża darem mądrości i zrozumienia i Chwała Panu za to, bo nie chciałabym nic robić na przekór osobie, którą szanuje i kocham. Gdy przebrnęłam temat z mężem, zaczęłam zastanawiać się, dlaczego jednak się zgodził, przecież boi się o mnie a jednak nie stawiał wielkiego oporu? Tak boi się o moje bezpieczeństwo, ale jeszcze bardziej mnie kocha i chce abym była szczęśliwa i to było silniejsze od strachu, Chwała Panu, Pan jest Wielki, Dobry i Miłosierny.

Dzień 18 października 2015 roku zapamiętam na zawsze, była to niedziela, ale nie zwykła niedziela była to niedziela Misyjna i tego też dnia Pan pozwolił mi, abym rozpoczęła swoją Misję wśród osadzonych. Rozpocząć służbę drugiemu człowiekowi w niedzielę Misyjną to wielki zaszczyt od Boga i znak, że Bóg tam mnie chce, tam mnie widzi. Łaska Pana jest ogromna. Jeżeli Pan nas gdzieś posyła i jest to zgodne z Jego wolą, to daje też siły i spokój. Tego też doświadczyłam. Gdy szłam na pierwsze spotkanie do osadzonych w sercu miałam niecodzienny spokój, jakbym wśród nich była od lat, chodź próg zakładu karnego przekroczyłam pierwszy raz. Może głupio zabrzmi, ale ku mojemu zdziwieniu czułam się wśród nich jak wśród swoich. Pan jest Wielki Jego Miłosierdzie jest ogromne. Bóg bardzo mnie Kocha. Teraz wiem, że z moją wrażliwością wolontariat w szpitalu, to nie dla mnie. Pan wie, że chcę Mu służyć i wybrał najlepsze dla mnie miejsce do służby.

To nie koniec mojego świadectwa dobroci Pana bo Bóg czyni wiele dobrego w moim życiu. Dalszy ciąg nastąpi, bo pragnę dzielić się z Wami działaniem Boga w moim życiu a jest czym! Opowiem jak zostałam przyjęta przez osadzonych i jakie cuda dzieją się w nich za wolą Pana, ale to my wolontariusze jesteśmy Jego narzędziami. Bóg daje mi wiele radości ze służby wśród osadzonych. Gdy wychodzi osadzony ze spotkania i mówi: ”dobrze, że jesteście, jak dobrze, że tu do nas przychodzicie”, czy może być większa radość ze służby? Zanim odezwę się znowu pamiętaj: „Nigdy nie będzie drugiego teraz”, „Wszystko co służy dobremu celowi miłe jest Bogu i ma Jego błogosławieństwo”.

Chwała Panu.

21 czerwca 2016 roku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *